09 lipca 2015

Prolog

   Siedziałam w szpitalnym korytarzu którąś godzinę z rzędu. Nie wiedziałam którą. Wiedziałam jedynie, że mniejsza wskazówka zegarka przeskoczyła z 7 na 4. To chyba długo, ale nie byłam pewna. Powinien być tutaj zegarek specjalny dla dzieci. Taki jak dla mnie. Wiedziałabym ile czasu mama leżała w łóżku i spala. Ciągle ktoś do niej wchodził, ale mi nie wolno było tego robić. Może dlatego, że przez moją niezdarność mogłabym ją obudzić, wywnioskowałam. Lekarze są profesjonalistami i umieją nie budzić ludzi.
- Nie chcesz nic zjeść? - zapytała pielęgniarka, która własnie wyszła z sali.
- Nie - odparłam, chociaż troszkę burczało mi w brzuchu. - Mama obiecała, że dzisiaj zrobi spaghetti na obiad.
Pielęgniarka popatrzyła na mnie z litością. Nie wiedziałam dlaczego. Nie zrobiłam nic złego.
- Chodź! Na spaghetti jeszcze przyjdzie pora. - wystawiła do mnie zachęcająco rękę, ale ja potrząsnęłam głową. Jeśli teraz coś zjem to mama się na mnie obrazi, pomyślałam.
- Jak powiedziałam "nie" to nie - wyzywająco podniosłam głowę.
Pielęgniarka tylko wzruszyła ramionami i opuściła rękę. W tej chwili na korytarzu pojawił się mój tato.
- I jak z nią? Jest przytomna? - wysapał przy pielęgniarce.
- Stan jest stabilny, ale nie ma z nią kontaktu. - kobieta zawahała się i dodała po cichu. - Proszę się przygotować na najgorsze.
   Nagle tato zrobił się cały blady, nawet jego usta wydawały się białe. Ciekawe co znaczy słowo "stabilny", zainteresowałam się. Pewnie to go przestraszyło.
- Nie bój się - pokrzepiłam go. - Jak mama się obudzi to zrobi spaghetti.
   Tato spojrzał na mnie przelotnie. Kąciki jego ust drgnęły, ale oczy stały się czerwone. Tak jakby zaraz miał się rozpłakać. Nie. Tato nie umie płakać, przypomniałam sobie. Nigdy nie widziałam, żeby płakał, więc dlaczego teraz by miał.

***

Mniejsza wskazówka zegarka skierowana była w stronę liczby 10, kiedy z sali wyszedł lekarz.
- Już czas - powiedział.
   W końcu, pomyślałam i wstałam z krzesełka. Teraz obudzą mamę i razem wrócimy do domu.              Podeszłam do drzwi od sali i odwróciłam się w stronę taty. On jednak nie cieszył się tak jak ja. Przetarł ręką zmęczone oczy i spojrzał na ścianę naprzeciwko.
- Tato no chodź! Zobaczymy mamę, opowie nam co jej się śniło. - szturchnęłam go w ramię.
Westchnął.
- Lily. Mama.. - zacisnął wargi. - Mama już się nie obudzi. - po policzku spłynęła mu wielka łza, która cichutko rozpryskała się na podłodze.
- Co ty mówisz? - uśmiechnęłam się. - Każdy się budzi, a mama to już w ogóle nie lubi spać. Zawsze krząta się po domu o siódmej rano!
Tato pogłaskał mnie po głowie.
- Widzisz, czasem tak jest, że ktoś jest bardzo chory i nie umie się obudzić.
- To chodź! Pomożemy jej! - Nie czekając na niego wbiegłam na salę. Mama spała sobie smacznie w łóżku. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam, że ma dużą maskę na buzi. Zasłaniała jej cały nos i usta. Nic dziwnego, że nie chce się obudzić jak pewnie nie ma powietrza, stwierdziłam.
   Już chciałam ściągnąć maskę, ale doktor złapał mnie za rękę.
- Tego nie wolno ruszać - ostrzegł.
- Dlaczego? Udusi ją to! - zaprotestowałam.
   Lekarz pokazał kilka rurek podłączonych do mamy i do jakiegoś urządzenia obok.
- Ma czym oddychać. - uśmiechnął się słabo.
   Dopiero teraz bardziej przyjrzałam się mamie, która wcale nie wyglądała jak moja mama. Ta mama była bardzo blada i wyglądała jak wiedźma z bajki Scooby - Doo. Do jej ciała przyczepiono rożnego rodzaju rurki, które były tak splatane, ze nie mogłam znaleźć początku i końca żadnej z nich. Wiedziałam jedynie, ze wszystkie przechodziły przez zabawne urządzenie, przypominające robota. Na tym urządzeniu był mały ekranik, po którym płynęła falująca zielona linia oraz dużo świecących lampek i guzików.
   Mój wzrok znowu spoczął na mamie.
- Mamusiu? - zapytałam i delikatnie złapałam ja za rękę, która była dwa razy większa od mojej. - Pora wstać. Nie chcesz mnie zobaczyć? - zawsze tak mnie budziła. Nie pamiętam dnia, kiedy by tak nie powiedziała.
   Jednak ona dalej spala. Mocniej ścisnęłam jej rękę.
- Mamo. Obudź się. - powiedziałam trochę głośniej.
   Cisza.
- Mamo! - krzyknęłam błagalnie - Mamo wstawaj! Obudź się! Czemu się nie budzisz? - szarpnęłam nią mocno. Jej głowa przekrzywiła się delikatnie w moja stronę.
  Nic. Żadnej więcej reakcji.
  Nagle poczułam silne ręce na ramieniu. Tato obrócił mnie w swoja stronę. Po jego policzkach ciekły łzy. Czyli jednak tato umie płakać, pomyślałam i posmutniałam.
- Kochanie.. - zaczął - Czy chciałabyś... Czy chciałabyś coś powiedzieć - pociągnął nosem - mamie na dobranoc? - uśmiechnął się smutno.
   Odwróciłam wzrok i znów spojrzałam na mamę.
- Nie mogę. - przyznałam cicho.
- Dlaczego? - zapytał.
- To mama zawsze mówiła mi mile słowa do snu. Dzięki niej nigdy nie miałam koszmaru. Od tego są mamy, prawda? By zawsze nas chronić przed złem?
   Tato kiwnął przytakująco głową.
- Nie jestem mamą i nie umiem chronić przed złem - wyjaśniłam czując na sobie ciężar spojrzenia taty.
- A gdybyś udała teraz, ze jesteś mamą? - wtrącił lekarz, który wcześniej stal cicho.
   Przygryzłam wargę.
- Mogłabym spróbować - odpowiedziałam i po chwili, nie śpiesząc się, wdrapałam się na łózko. Usiadłam obok mamy i popatrzyłam na jej zamknięte oczy. To tak musi wyglądać usypianie kogoś, pomyślałam i zaciągnęłam włosy za uszy.
   Ręką delikatnie przejechałam mamie po policzku. Była ciepła, ale jednocześnie lodowata.
- Musisz teraz odpocząć. - szepnęłam. Jutro.. Jutro znowu się zobaczymy i razem zjemy spaghetti. Jak zawsze. Ale dzisiaj musisz odpocząć, by mieć siły. - zawahałam się. Druga rączkę położyłam jej na serduszku. - Kocham Cie wiesz. - nachyliłam się i pocałowałam ją w czółko.
   Szybko zeskoczyłam z łózka i rzuciłam się tacie w ramiona. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać, ale teraz policzki już miałam cale mokre od łez. Nie wiedziałam tez dlaczego płacze. Może dlatego, ze tato to robi i to jest właściwe. Ludzie często płaczą w szpitalach. Z bólu, ze smutku.
- Czy mogę..? - spytał lekarz.
- Tak. - odpowiedział tato.
   Mój zamazany wzrok był skierowany w stronę tej dziwnej maszyny. Patrzyłam jak światełka powoli gasną, a falowana kreska staje się prosta. Po pomieszczeniu rozległ się pisk. To koniec, pomyślałam. Mama usnęła znowu.
  Po dłuższej chwili tato wstał z siedzenia razem ze mną w ramionach. Kiedy wychodziliśmy ostatni raz spojrzalam na mamę.
- Kolorowych snów. - szepnęłam i tato wyniósł mnie z sali.



~~~

Hej, chciałabym Was przywitać na moim blogu, gdzie będę pisała opowiadanie o Lily Collins.
W prologu występuje ona jako sześciolatka, ale już od następnego będzie miała 19 :D
Wiem, ze jest kilka błędów, ale to dlatego, ze komputer mojego taty nie ma polskich znaków :( a za błędy gramatyczne bardzo przepraszam.
Jeśli macie do mnie jakieś pytania to zadawajcie w komentarzu. Chętnie na nie odpowiem.
Udanego dnia kochani!

P.S. Zapraszam do obserwowania i komentowania ;)